Są chwilę w których chciałbym poczuć się jak wiatrucień
I nie łapie kiedy słońce rzuca światło na mnie
Wdech i wydech nie pomaga, nawet mały szmer
Kuje w gardło, chce wykrzyczeć, że zabiera mi tlen
Uciekam, pochować się nim nasunie się wiązanka
Jasna cholera! tylko nie idź w stronę światła
Na fali odpływam, niech zacznie się szanta
Uciekam, choć ponoć eskapizm to pułapka
Rzucam wszystko, ulatniam się gdzieś
To są chwilę w których jestem jak wiatrucień
Bujam w obłokach dźwięki napawają jak hel
Uczucie połączenia fazy rem i medytacji zen
W środku jakbym załączył tryb samolotowy
I w te pędy, abonent tymczasowo niedostępny
Czy tędy droga? przestaje być beztroski
Bo nie wiem czy to dobre, mam wielkie wątpliwości
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Chwile w których czuje się jak wiatru cień
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Te chwilę będą trwać dzień czy cały wiek
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Kiedy gubię się nawet na prostej drodze
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Dookoła ściany, ja zamknięty w sobie
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
To utopia czy wyspa tajemnic, czuje gniew
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Gdzie mnie wywiało, chce wszystko wyciąć w pień
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Niepewność budzi lęk, gdzie szukać pomocy?
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Stoję na skraju przepaści i wieje wiatr w oczy
(i zwątpienie w labiryncie samotności)
Stoję by podziwiać widoki, nie po to by skoczyć