Nieważny czas i miejsce: to wojna
Jestem sam, szeregowiec, moje myśli to eskorta
Ponoć miałem iść na studia?
Lecz z zachodu, wschodu, północy czy południa
Nie wiem skąd przybyli ani kim są
Dowódca mówi: to wrogie, trzymaj broń
Mówię: nie chce, na spokojnie porozmawiajmy
Ale on swoje akceptował prawdy:
Bez żądnych emocji, ciągle powtarzał
Więc teraz jestem na froncie, nie opodal jakaś plaża
W rękach broń, słyszę strzały
W mękach toń, słyszę strzały
Gdzie szalupa bardzo samotnego marynarza
Morze czerwone, krwi, mnie otacza
Zdarza się, cóż, trupy dookoła
Taka sytuacja, ktoś by rzekł: wyjątkowa
Naga prawda to nie życia szkoła
Ich mina i obrona własna, gołosłowna
Z kim w ogóle gadam, z samym sobą, myślami, trupami?
Jestem za słaby, wstyd, muszę być:
Bez żadnych emocji i uczuć i sumienia
Za dużo myślę tak powiedziałby on
Ktoś inny modliłby się: boże broń mnie od
Ich broni, pocisków, ale to niedopowiedzenie
Bo zostaje tylko milczenie w tych krzykach słów chaosu
A sposób na rozmowę z kimś kto nie widział tych losów, nie istnieje
Ile kul zatrzyma czyjeś serce?
Musze wypić, to co zostało w mej manierce
Na trzeźwo często trudniej tak po prostu: namierz cel!
To łatwo wygląda tylko w grach i filmach
Dość wywodów, czas rozpocząć żer, zabrać tlen
Wróg zaskoczony, ręce do góry, twarz niewinna
Co mówi, prosi o litość, nie rozumiem
Wystrzelam w niego pół magazynka
Mam się tłumaczyć sumieniu? powiem:
Nie mogliśmy znaleźć wspólnego języka
I słyszę tylko strzały
Zostają, tylko strzały
Nie szukaj spójności i to nie wojna
Dowódca to życie, po prostu kieruje
Strzały, kule to artyleria słowna
A wrogowie to wszyscy ludzie
I orientuje się, że nie pełnie warty
Nie warty nic, podziurawione całe ciało
Zimny trup i serce, leże martwy
I teraz jestem: bez żadnych emocji